Minister pracy i polityki społecznej zapowiedział, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż urlop macierzyński zostanie wydłużony z 6 do nawet 12 miesięcy. Czy to faktycznie dobre rozwiązanie prorodzinne czy raczej niedźwiedzia przysługa.
Od 2012 roku kobiety, które urodziły dziecko otrzymały urlop macierzyński w wymiarze podstawowym – 20 tygodni oraz w wymiarze dodatkowym – 4 tygodni. W sumie młoda matka może pozwolić sobie na spędzenie aż pół roku z dzieckiem. Jeśli postanowi wcześniej wrócić do pracy – część urlopu dodatkowego może przekazać ojcu dziecka.
W przyszłości, według rządowych założeń, kobieta mogłaby na urlopie macierzyńskim spędzić aż 12 miesięcy. Od tego na jaki wymiar urlopu zdecydowałaby się zależałoby jej wynagrodzenie. Urlop powyżej 6 miesięcy płacony byłby w wysokości 80 proc. pensji.
Paradoksalnie jednak, wydłużony urlop macierzyński może działać na niekorzyść kobiet. Po pierwsze na dłużej będą wykluczone z rynku pracy i może być im trudniej wrócić na swój etat. Po drugie, przechodząc na długotrwałe zwolnienie, będą dawały kolejny argument pracodawcom do zatrudniania mężczyzn na kluczowych stanowiskach. Nowe rozwiązanie może przysporzyć się dyskryminacji zawodowej kobiet i ich odseparowaniu od prawdziwego życia zawodowego. Szczególnie jeśli brak im alternatywy. Rząd proponuje w pierwszej kolejności wydłużenie macierzyńskiego, ale nie inwestycje w żłobki i przedszkola, które teraz pękają w szwach. Tym samym skazuje część matek na bierność zawodową wbrew ich woli.